Ja się boję wyjść z domu k**wa. () Zbudowałem 13 lat wspaniałych wspomnień i ludzi. Kochałem internet, ale ja nie wiem, czy chcę tu dłużej być, nie mam już siły. Rozumiem, jakbym zrobił komuś krzywdę, ale ja nie chciałem nigdy nikomu zrobić żadnej krzywdy i tego nie zrobiłem - tłumaczy się DeeJayPallaside.
6 odpowiedzi. Witam mam biegunkę od około 15 lat zapewne na tle nerwowym lub mam nerwicę dla tego że mam biegunkę, żadne proszki nie pomagają a było ich tyle że nazw nie pamiętam,doszło do tego że boję się wychodzić z domu może dla większości to błachostka lecz nie potrafię normalnie żyć. dr n. med. Radosław Kempiński.
Boję się wychodzić z domu i straciłam chęci do życia. Od skończenia szkoły w maju siedzę w domu. Ostatnio załatwiłam sobie pracę, ale ostatecznie powiedziałam, że rezygnuję.
Nękanie przez sąsiada jako przestępstwo. Nękanie przez sąsiada będzie przestępstwem stalkingu z art. 190a § 1 kodeksu karnego jeśli: nękanie jest uporczywe. nękanie polega na istotnym naruszaniu prywatności sąsiada lub na wzbudzeniu w pokrzywdzonym uzasadnionego okolicznościami poczucia zagrożenia. O tym, kiedy mam do czynienie z
. Kiedy dom staje się bezpieczną świątynią, w której nie dopadają nas lęki, a kiedy to staje się więzieniem, z którego nie możemy wyjść? Przytoczę wam historię jednej pacjentki. 35 kobieta z 8-letnią córką, która po latach walki w sądzie uwolniła się od byłego męża kata, który gnębił ją psychicznie, krytykował, obwiniał za wszystko. Po przeprowadzce do innego miasta i uzyskaniu godnych alimentów pozwoliła sobie zaryzykować i zawalczyła o lepszą pracę w księgowości. Cieszyła się, że jej córka odżyła, że zaczęła się uśmiechać i spać bez conocnych koszmarów. Miała wrażenie, że wreszcie wyszła na prostą. Była spokojna. Aż pewnego letniego popołudnia stojąc w kolejce w aptece, zaczęła czuć, że odpływa, że nogi ma jak z waty i bała się, że upadnie. Serce jej biło bardzo szybko, pociły jej się ręce, nie mogła złapać oddechu, czuła, że się dusi. Musiała kupić ten lek dla chorej matki, ale z drugiej strony myślała, że zemdleje, upadnie. Przestraszyła się. Musiała wyjść ze sklepu i wziąć głeboki oddech. Po kilku minutach „wróciła do siebie”, ale taka psychiczna ociężałość pozostała do końca dnia. Nie miała czasu nad rozczulaniem się nad sobą. Miała córkę do wykarmienia i chorą matkę, nad którą pieczyła opiekę. Prawie zapomniała o tym epizodzie, aż do kolejnego, który tym razem zdarzył się w banku. Musiała wyjść z umówionego spotkania, bo „nie mogła oddychać” w tak klaustrofobicznym pokoju. W ciągu następnych 6 miesięcy kolejne epizody zdarzyły się w supermarkecie, na poczcie, w poczekalni u lekarza. Aby czuć się pewniej zabierała ze sobą córkę, którą trzymała pod rękę, jak tylko serce kołatało, oddech przyśpieszał, a nogi robiły się z waty. Załatwiała wszystkie sprawunki po pracy, jak tylko córka wracała ze szkoły. NIezbyt się to podobało dziewczynce, bo musiała tylko latać między apteką, przychodnią, osiedlowymi sklepikami. Wtedy pacjentka zaczęła unikać chodzenia do banku (wszystko załatwiała przez home banking), nauczyła się robić duże zakupy online. Wytłumaczyła, że nie musi chodzić do kina, na koncerty z córką, a na szkolne występy zabierała ze sobą schorowaną matkę. Jej terytorium ograniczało się do znanych ulic prowadzących do pracy, potem do szkoły i przydomowych sklepików. Z czasem ta przestrzeń kurczyła się coraz bardziej. Nie wyjechała na wakacje, córkę wysyłała na kolonie, tłumacząc, że musi pracować. Odmawiała koleżankom z pracy na wieczorne wyjście do kina, czy do restauracji. Omijała nowe, nieznane jej miejsca. Kiedy ograniczyła swoje życie do minimum – lęki i objawy somatyczne ustały. Jaka ulga. Ale co to było a życie. Nie miała w nim prawie żadnych przyjemności! Dom, praca, szkoła, dom, praca, dom, praca, dom, dom, dom. Wszyscy wokoło jakoś się do tego przyzwyczaili, córka była częściej u koleżanki niż w domu. A moja pacjentka zaszywała się wieczorami na Facebooku, Instagramie, pisała na forach, udzielała się na grupach. Niby wszystko było OK, w jej wymówki uwierzyli rodzina i byli znajomi. Córka była zadowolona, że matka jej nie kontroluje. Aż do momentu. Sobota wieczór, córka na piżama party u koleżanki, ona przed telewizorem. Sms od matki (mieszkającej piętno niżej), że spadła z łóżka i nie może się podnieść. Jak się okazało ból był tak silny, że bała się ją podnosić. Wydawało się, że złamała rękę. Zadzwoniła po karetkę, zalecono jej przywieść ją samodzielnie na izbę przyjęć, bo obie karetki były w terenie. W wtedy właśnie uświadomiła sobie, że paraliżował ją strach i sama myśl, że ma pojechać w nocy, nieznanymi ulicami przyprawiał ją o panikę. Nie mogła się opanować. Jej matka samodzielnie usiadła na łóżku, wyła z bólu, a córkę sparaliżował strach. Nie potrafiła się przemóc, więc wydzwaniała na 112 czekając, jak tylko zwolni się karetka i przyjedzie do nich. Nie wiedziała kogo jeszcze poprosić o pomoc, bo zaniedbała relacje przyjacielskie i zbytnio się wstydziła, aby o do kogoś dzwonić. Karetka przyjechała o w nocy, jej matce założono gips (Na szczęście nie miała złamania z przemieszczeniem) i następnego dnia wróciła do domu. Niby wszystko wróciło do normy, ale coś pękło w mojej pacjentce. Nie mogła sobie wybaczyć, że tak nieudolnie zareagowała. Wtedy też uświadomiła sobie, że ma problem. To nie tak, że czuła się dobrze w domu. Bała się wychodzić z domu, bała się, że takie ataki paniki pojawią się w różnych sytuacjach. Chciała żyć i cieszyć się życiem. Ale lęki były silniejsze. Sytuacja z matką uświadomiła jej, że musi rozwiązać swój problem z lękiem. Ale nie wiedziała jak. Najpierw czytała różne fora, ale uświadomiła sobie, że czytanie „że z nerwicą trzeba nauczyć się żyć”, że niektórzy leczą się już od wielu lat bez rezultatów, jeszcze bardziej wpędzało ją w depresyjny stan. Lekarz pierwszego kontaktu zapisał jej leki ansjolityczne, ale ona bardzo się bała, że będą miały negatywny wpływ na jej życie. Bała się leków. Wreszcie znalazła mnie na internecie i odbyłyśmy pierwszą darmową sesję terapeutyczną. W ciągu kolejnych codwutygodniowych konsultacji, zrozumiałyśmy lepiej jak działa problem, co go pogłębia, co nie pomaga. Wyeliminowaliśmy błędne rozwiązania, zrozumiałyśmy jak działa lęk, jak radzić sobie ze strachem. Praktyczne strategie sprawiły, że stopniowo zaczęła oddalać się od domu, wykonując ćwiczenie „mapa granic”. Najpierw piechotą, potem samochodem, zaczęła oswajać się z otoczeniem mając ” w kieszeni gotową do użycia strategię”. Widząc, że „nic się nie dzieje, czuła się coraz bardziej pewna siebie, zaczęła coraz chętniej „ryzykować”. Umawialiśmy się na konkretne zadania do wykonania „na naszych zasadach”. W ciągu następnych 6 miesięcy problem lęku został rozwiązany. Byłyśmy gotowe na stopniowe projektowanie swojego nowego życia, nowych społecznych relacji, lepszej relacji z córką i oduzależnienia się od matki. Ten etap terapii zajął nam trochę więcej czasu, ale napewno możemy powiedzieć, że było warto. Po roku od rozpoczęcia terapii, już była pacjentka odbudowała swoje stare dobre znajomości, zaczęła spędzać z córką czas poza domem, ciesząc się wspólnie z życia. Dopiero teraz, po 18 miesiącach bez napadów paniki możemy powiedzieć, że problem został rozwiązany. A jeśli dzieje się coś nieplanowanego, poza kontrolą, ex pacjentka wie, co robić, aby wytłumić problem w zalążku.
Najlepsza odpowiedź Dżordżu odpowiedział(a) o 16:39: Tak Lilcia ,normalne I Twój lek przed chodzeniem po oblodzonych i wyłożonych dodatkowo kostką chodnikach jest uzadniony. Wszystko z Tobą okej i możesz spać spokojnie :)Owszem ,że można wyjśc z domu ,ale jak się pośliżniesz ,lub kule się Tobie rozjadą a Ty polecisz na twarz, no to nie ma szans żebyś z nich wyciągnęla ręce by sie podeprzeć ,czy coś. Nawet z pomocą drugiej osoby nie masz pewnośći ,że we doje nie zliczycie lepiej siedzieć bezpeicznie w domu , niż przekownywać się na własnej skórze jak to jest połamanymi rękami zbierać własne jedynki z ziemi XD Odpowiedzi cd. odpowiedział(a) o 17:34 Uzasadniona zdrowa i serdecznie.=* na Nowy Rok. wether odpowiedział(a) o 15:16 W Twojej sytuacji może to być naturalny lęk przed poślizgnięciem się czy nawet upadkiem. Może warto by było wyjść z domu w towarzystwie drugiej osoby, która w razie czego mogłaby Cię uchronić przed takim zdarzeniem. Majulla odpowiedział(a) o 15:29 Jasne, to jak najbardziej normalne. Ja boję się jeździć samochodem, gdy jest ślisko. Dzisiaj jechałam i strasznie się bałam. Niekiedy mam tak, że nawet boję się, że się przewrócę, jak mam buty na wyższej podeszwie. To się nazywa instynkt samozachowawczy :) honzik odpowiedział(a) o 15:45 Tak, dla CIEBIE napewno zprawa normalna, i dla 99% osob ,ktore moga tylko pomaca kuli chodzic blocked odpowiedział(a) o 17:12 Ja się boję chodzić więc to całkowicie normalne. Tez bym sie bala na twoim miejscu, nie raz sie przewrocilam na lodzie wiec tez czasem nie wychodze gdzies z takiego powodu Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Witam! Nieprzyjemne objawy, które Pani wymieniła, należą do grupy zaburzeń lękowych. Lęk przed wychodzeniem z domu czy podróżą jest typowy dla agorafobii. Zaburzenie to charakteryzuje się silnym napięciem, a niekiedy lękiem, które pojawiają się w sytuacji konieczności opuszczenia domu, mieszkania czy innego miejsca, w którym osoba czuje się bezpiecznie, "u siebie". Taki niepokój podczas opuszczenia domu z reguły zmniejsza obecność kogoś bliskiego, zaufanego. W Pani przypadku omdlenia mogły wywołać lęk przed taką sytuacją. Proszę zrobić listę rzeczy/czynności, które mogą pomóc Pani zapobiec ewentualnemu omdleniu (np. schylenie głowy do ziemi, kiedy robi się Pani słabo, wzięcie kilku głębokich spokojnych oddechów i in.) oraz takich, które mogą pomóc w przypadku takiej sytuacji. To powinno zmniejszyć lęk przed zasłabnięciem. Zaburzenia lękowe leczy się poprzez psychoterapię. Doraźnie, np. podczas wyjazdu, mogą Pani pomóc również leki przeciwlękowe, które w razie konieczności może przepisać psychiatra. Natomiast główną formą leczenia jest psychoterapia. W przypadku fobii, lęku - szybkie i skuteczne efekty przynosi psychoterapia poznawczo-behawioralna. Psycholog nie utwierdzi Pani w przekonaniu, że coś jest z Panią nie tak :-)), proszę się tego nie obawiać. Zaburzenia lękowe tego rodzaju zdarzają się bardzo często, są możliwe do wyleczenia, na tym właśnie polega praca z psychoterapeutą. Taka osoba może Panią uspokoić, wesprzeć, ukierunkować proces terapeutyczny. Dołować - zdecydowanie nie. Zachęcam do psychoterapii. Trzymam kciuki, pozdrawiam!
Lena, 17 lat. Nie mam ochoty wychodzić z domu, boję się wszystkiego, wyjścia do sklepu, szkoły, jazdy autobusem, wzroku innych, tego co myślą. Często opuszczam szkołę problemy zdrowotne. Kiedy mam wrócić dostaje ataku paniki, boję się tego, co powiedzą nauczyciele, znajomi, straciłam chęć do nauki, życia. Nie rozmawiam z nikim, siedzę sama w pokoju, często płacze, czuję się winna, nienawidzę siebie, tej bezradności, jestem smutna, rozdrażniona, nie potrafię podjąć żadnej decyzji. Proszę o pomoc.
boję się wychodzić z domu